Skradzione żyrardowskie ręczniki w grodziskim pociągu

Jest rok 1915. Brytyjski reporter, Robert Scotland Liddell, przyjeżdża do Grodziska. Dla czytelników „The Sphere” pisze relacje z działań wojennych. Noc 17 lipca spędza na dworcu. Jest świadkiem wycofywania się wojsk rosyjskich i ucieczki ludności: na dworcu w Grodzisku koczuje kilkuset ludzi, a stoi tylko jeden pociąg, który rano ma odjechać w stronę Warszawy. Ludzie zapełniają dachy wagonów; kilku jedzie trzymając się barierki na samym froncie lokomotywy.
Liddell, który już przedtem opiekował się rannymi, podróżuje w wagonie szpitalnym. Pod opieką polskiej pielęgniarki jest tam szesnastu żołnierzy. Jeden z nich trzyma cenny łup: płótno z Żyrardowa. Jest z tego niesłychanie dumny: każe wszystkim podziwiać, jakie jest miękkie, eleganckie, i jeszcze do tego ozdobione estetycznym nadrukiem. Żołnierz nie umie po polsku; Liddell też, ale zaciekawieni pokazują nadruk pielęgniarce. Dziewczyna wybucha śmiechem. Na nadruku jest napis „Ukradzione z fabryki w Żyrardowie”. Były to ręczniki z łaźni dla pracowników fabryki…
Liddell w 1916 roku znowu przesyła dla swojej gazety korespondencję z Grodziska. Opisuje perypetie przyjaciela, który musiał załatwić pewne sprawy z miejscowymi niemieckimi władzami, a zupełnie nie orientując się w miejscowych stosunkach, zagadnął ulicy miasta okazałego mężczyznę w mundurze z epoletami i złotymi frędzlami.
‚Sir, have I the honor of speaking to the Commander of Grodzisk?’
Odpowiedź musiała go nieco zadziwić:
‚I am – ho! ho! ho! I am the – ho! ho! ho!’
Okazało się, że był to dyrygent miejscowej orkiestry.

Źródła: zdjęcie – „The Sphere”, 09.09.1916
Robert Scotland Liddell, On the Russian FrontSimpkin, Marshall, Hamilton, Kent & Company, limited, 1916.